Historia Ritowiska

Historia Ritowiska

Nasza przygoda z końmi rozpoczęła się w 1999 roku w Supraślu, gdzie trafiliśmy na lekcje jazdy konnej do miejscowego klubu „Sprząśla”.

Supraśl to urocze, blisko pięciotysięczne miasteczko położone w centrum zwartego kompleksu leśnego, jakim jest Puszcza Knyszyńska. Historycznie udokumentowane początki i pierwsze 300 lat dziejów Supraśla to dzieje supraskiego klasztoru. W 1498 r. Aleksander Chodkiewicz, ówczesny właściciel rozległych puszcz rozciągających się między Supraślą a Narwią, sprowadził do Gródka mnichów prawosławnych. W dwa lata później mnisi opuścili ludny i gwarny Gródek, osiedlając się w miejscu bardziej ustronnym, jakim było uroczysko „Suchy Hrud”, położone na skarpie nad rzeką Supraśl, w centrum Puszczy Błudowskiej. Już w 1503 r. rozpoczęto wznoszenie głównego obiektu – murowanej cerkwi pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. W ciągu XVI w. monaster stał się ważnym ośrodkiem kulturalnym na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Na początku XVII w. klasztor przyjął unię brzeską, jednoczącą wyznawców prawosławia z Rzymem. W wiekach XVII i XVIII powstał kompleks zachowanych do dziś budynków, otaczających murowaną cerkiew gotycko-bizantyjską. Od XVI w. wokół klasztoru istniała niewielka osada przyklasztorna, w której mieszkali rzemieślnicy związani z jego funkcjonowaniem.

Jednak to dopiero w XIX w. rozwinęło się miasteczko Supraśl, a było to związane z rozwojem przemysłu włókienniczego w latach trzydziestych XIX w. Pierwszym przemysłowcem, który przybył do Supraśla był Wilhelm Fryderyk Zachert, który przeniósł tu swoją całą fabrykę wraz z pracownikami ze Zgierza. Po dwudziestu latach, w połowie XIX w., Supraśl był jednym z najlepiej rozwiniętych ośrodków przemysłowych Białostocczyzny i liczył ponad 3000 mieszkańców. Największym supraskim przedsiębiorcą, obok Zacherta, był Adolf Buchholtz, a jego eklektyczny pałac z końca XIX w. jest jednym z piękniejszych zabytków Supraśla (obecnie siedziba Liceum Plastycznego).

Dzieje Supraśla, jako ośrodka przemysłowego kończą się w 1944 r. wysadzeniem przez wycofujące się wojska niemieckie prawie wszystkich fabryk. Po 1945 r. przemysł włókienniczy już się tu nie odrodził. Dzień dzisiejszy Supraśla, to przede wszystkim usługi, turystyka, sport i edukacja. Jego przyszłość to uzdrowisko, wykorzystujące walory przyrodniczo-kulturowe miasteczka i otaczającej go Puszczy Knyszyńskiej. W 2001 r. Supraśl uzyskał status Uzdrowiska Nizinno-Klimatyczno-Borowinowego. No i oczywiście konie w Supraślu, od których przecież zaczęła się nasza przygoda z tymi zwierzętami.

Zresztą cały ten region – Podlasie, szczególnie wiązał się z koniem, uczestnikiem życia tutejszej społeczności, w czasie pokoju, jak i przechodzących tędy wojen. Przez rodzinne zresztą tradycje koń w naszej wyobraźni wciąż zajmował piękne miejsce.

Bardzo szybko zapragnęliśmy mieć własne rumaki. Do koni ciągnęło nas bardzo, może za sprawą dziadka Apolinarego, który hodował zimnokrwiste grubaski. Oczywiście nie mając o koniach większego pojęcia naraziliśmy się na przypadkowe zwierzaki i oczywiście wcisnęli nam, wariackie półkrewki folblutów! Byłem szczęśliwy, dopóki ich nie dosiadłem, wlokły mnie po ziemi w te i z powrotem, co się poobijałem to moje. Krótko mówiąc w niedługim czasie było kilkanaście koni, które niekoniecznie nadawały się do pracy w gospodarstwie agroturystycznym „Ritowisko”, o które rozszerzyliśmy naszą działalność gospodarczą. Po pewnym czasie to właśnie konie spowodowały, że dokupiliśmy więcej ziemi nad Sokołdą. Wokół Puszcza Knyszyńska, rezerwaty przyrody, z dala od miejskiego zgiełku. W 2002 r. zamknęliśmy naszą firmę konfekcyjną w Białymstoku, sprzedaliśmy dom w Supraślu i już tylko Surażkowo, konie, przyroda i praca, bo konie wymagają ciągłej opieki. Poza tym trzeba było nauczyć się podstaw prowadzenia gospodarstwa rolnego. Na szczęście żona Rita, z wykształcenia i praktyki gastronom, ogarniała sprawy związane z obsługą gości i organizacją różnego typu przyjęć okolicznościowych.

Surażkowo to nasze miejsce magiczne, to „Ritowisko” z naszymi Kladrubami, osadzone w wielokulturowej puszczańskiej wsi, odległej 10 km od Supraśla. Wokół rozciąga się Puszcza Knyszyńska, której chlubą jest wspaniała „sosna masztowa”, zwana też ekotypem sosny supraskiej. Od XVI w. eksportowano ją do Anglii i Holandii na maszty okrętów żaglowych, stąd jej nazwa. I to właśnie tu: wśród sosen, przydrożnych krzyży, przyjaznych ludzi żyjących w rytmie natury, przyszło nam realizować nasze marzenia.

Kolejnym punktem zwrotnym, była znajomość z Panem Krzysztofem Szczepaniakiem znanym producentem „Aronpowozy”, zawodnikiem w zaprzęgach i hodowcą koni. To u niego otrzymałem pierwsze lekcje powożenia na trochę wyższym poziomie i to tu poznałem Kladruby. Można zdecydowanie mówić o „miłości od pierwszego wejrzenia”, po prostu oniemiałem! Po wcześniejszych niezbyt bezpiecznych dla życia i zdrowia eksperymentach spotykam konie przyjazne, przewidywalne, po prostu bajka. Śniły mi się po nocach, aż Rita składając życzenia na Nowy Rok stwierdziła „ty może kup te Kladruby”. Dwa razy nie musiała powtarzać: telefon, wizyta i siedem klaczy Pana Jozefa Hroudy wylądowało w „Ritowisku”, a ogier Krzysztofa Szczepaniaka Rudolfo Elenai załatwił resztę i tak oto powstało niezłe stadko. Od wielu już lat czeskie cesarskie siwki doskonale radzą sobie w zakresie prac w naszym gospodarstwie: lekcje, jazdy rekreacyjne w terenie, rajdy dla bardziej zaawansowanych. Jednak zdecydowanie najlepiej czują się kiedy zabieram je do miasta, gdzie w zaprzęgach wielokonnych same zbierają głowy i podnoszą wyżej nogi prezentując swoje paradne chody i patrząc z góry zdają się mówić: podziwiajcie nas!

W tej chwili pod opieką mamy ok. 20 koni w różnym wieku, to nasza największa duma i atrakcja dla naszych gości. Czasem, kiedy wieczorem po skończonych obowiązkach, na grzbiecie konia Generalisimus Ravella przemierzam leśne zakątki, konia dla którego nie muszę używać pomocy jeździeckich, bo on po prostu wie czego oczekuję, to myślę, że marzenia się spełniają.

Rita i Cezary (ritowisko.com), Joanna Sokólska

Fot. Kasia Kowalska